2001-02-25 19:46 - Fgraf
Już jesteśmy!!!!
Ale zima !!!!!!!! Obłęd i odlot, dwa w jednym a do tego słonce!!! Bosko było, wymodliłem sobie ten śnieg ....... innym również :-)) Olek Stacherski już w domu, Fgraf, Fgrafka i Fgrafiątko również ;-)) Ciekawe czy reszta dotarła ???? i kiedy ?
Było ciężko,,, Dwie grupy na jednej ławce,,,,, Trzymałem rękę na spuście,,,, Pyzik chodził z odbezpieczonym granatem,,,, Byliśmy w mniejszości,,,,,,, Łukasz Stępień wyciągnął taką artylerię, że wszystkich powaliło na kolana, Nie mieliśmy szans .......... Ale dał czadu,,,, Slajdy były nie z tej ziemi !!!!! Pyzik nie pozostał dłużny.... Lecz wcześniejsze panoramy Borczyka (ten się przygotował do pleneru !!!!) dały wszystkim do wiwatu ....... 3m panorama !!! To jest coś, to nie to co widzieliście na ekranie..... Do tego Zbyszek Borczyk zaaplikował nam coś ze Szkocji, autora nie znam ale dobrze wchodziło :-))) O 5.30 doszliśmy do wniosku, że szkoda iść spać bo zaraz będzie wschód słońca !!!!
Potem trzech gniewnych Łukasz Stępień, Marek Moi i Olek Stacherski wyszli zdobywać szczyty ........ Widzieliśmy ich przez nasze 500mm,,,,,, takie przecinki na halach:-)) Wrócili wieczorem,,,,, Jak Oni wyglądali !!!!!!!!! Mamy ich na zdjęciach i na kamerze :-)))))) Trzy lodowe sople z Antarktydy !!!! Silne chłopy !!!!
Pozostali, bardziej osłabieni pstrykali w dolinach ...... Materiał był marnowany co sekundę, nawet Jarek Wąsikowski naciskał migawkę zbyt często ..... Moja Minolta zaliczyła kilka zasp i zaczęła się sypać :-((( Co prawda dociągnęła do końca pleneru, ale teraz już ledwie zipie,,,,,,,, Chyba będę miał nowy aparat !!!! Z czego się bardzo cieszę :-)))))))
Poleciały mi 4 filmy, Fgrafka zrobiła dwa,,,,,, to już jakieś osiągniecie.
Krew się nie polała,,,,,, Ludzie są cudowni !!!!,,,,,,, Plener to lekarstwo na wszystko !!!!!
Już mamy ustalenia na następny,,, Jarkowisko w drodze !!!! Andrzejada to już historia moich opon i przegranej Pyzika oraz integracji obu grup,,,, Ci co nie dojechali ..... co tu gadać.......... aleście dali ciała !!!!!!!
Żałujcie !!!!!
Nie sposób nie wspomnieć Robaczka,,,,,,,,,,,, To dzięki jego schronisku było odlotowo,,,, Jeszcze nie raz się tam spotkamy.............Tego się nie da opisać,,,, Trzeba tam być i już .......
PS. Straty własne ,,,,, 2 opony do wymiany,,,,,,, zakład Pyzika o mój dojazd (nie dotarłem o własnych oponach,,,, moje oponki wyglądają jak pocięte skalpelem),,,,, Pyzik, następnym razem mądrzej się przygotuję i Was zaskoczę! Wtedy wygrasz zakłady....Vitara dojedzie wszędzie!....
Pozdrawiam i dziękuję organizatorowi Andrzejowi, oraz wszystkim uczestnikom pleneru.
Henryk,,,,,,,,,,, Anna i Asia Niewieczerzał
Hej!
|
01-02-26 07:42 - Aleksander Stacherski
Cześć.
UFFFFFF, zakończył się naprawdę CUDOWNY plener w Szklarskiej Porębie. Niech naprawdę żałują Ci którzy nie przyjechali, niezależnie od powodu, i wymówek.
Wszystko zaczęło się już w piątek. Dojazdy. Jednym się udawało, innym nie. Ja jechałem na miejsce z Henrykiem, jego żoną i córką. Samochód zapakowany tak, że nawet bakteria się nie wciśnie. Bagażnik, przednie siedzenia, kolana, gdzie się tylko dało leżał nasz ekwipunek. Henryk odważnie ruszył w trasę. W czasie drogi dołączył do nas Jarek Wąsikowski. Szło nieźle do czasu gdy zaczęły się podjazdy pod górki. Ośnieżone drogi, korki i LETNIE opony w samochodzie Henryka. Trzy najgorsze koszmary plenerowego dojazdu. Henryk nie dawał za wygraną i za wszelką cenę chciał dojechać na miejsce. Mimo wysiłków nie dał rady. Doszło nawet do tego, że tak zawzięcie podjeżdżał pod wzniesienia, że poczuliśmy SWĄD palonej na ŚNIEGU (-8C) gumy z opon. Nie było wyjścia, wzięliśmy taksówkę, przepakowaliśmy wszystko co niezbędne i pojechaliśmy. Dojechaliśmy pod drogę prowadzącą do "Chaty Robaczka", naszego schronienia. Dojechaliśmy na miejsce, ale jeszcze trza było to wszystko tam wnieść (ufffff, uffff). Po drodze do chaty widzieliśmy jeszcze procesję z drogi krzyżowej. Ludzie z pochodniami, świeczki w śniegu, piękny widok (i kilka zdjątek). Na miejscu Powitania, Uściski, Nowi (starzy) znajomi, śmichy chichy i pierwsze "nowele" dla poprawienia nastrojów. No i zaczęło się gadanie i pierwsze odbitowiska. A było o czym gadać i co pokazywać. Odbitki małe i duże, paaaaaaaaaaaanoramy Zbyszka o 2 metrowej długości, rozmowy na WSZELKIE tematy, dalsze "nowele i powieści", i rozmowy i paaaaanoramy i odbitki, i rozmowy i "nowele", rozmowy, rozmowy, dyskusje, śmiech aż do rozpuku, rozmowy. Naprawdę było o czym i z KIM gadać. Tak gadaliśmy bez przerwy aż do późna (5 rano), gdy już większość ludzi się wykruszyła i zostało tylko trzech wytrwałych, którzy stwierdzili, że już nie opłaca się kłaść i trzeba poczekać na świt. Wśród tej trójki byłem i ja. Pogoda była NIESAMOWITA i NIEBYWALE piękna. Śnieg po kolana, mróz do -13C i piękne SŁOŃCE towarzyszyły nam cały czas. To było coś pięknego. Tyle śniegu to żaden z plenerowiczów nie widział co najmniej od 10 lat. Patrzeliśmy i patrzeliśmy i napatrzeć się nie mogliśmy. Z pogodą na ten plener trafiliśmy nie w dziesiątkę ale w JEDENASTKE. Naprawdę czegoś takiego to się zupełnie nie spodziewaliśmy. W sobotę jakiegoś pięknego wschodu słońca nie było, mimo tego że się poświęcaliśmy i czekaliśmy całą noc na wschód. Ale po południu i wieczorem, to było coś. Większość plenerowiczów została w okolicy Chaty Robaczka, ale znalazło się trzech odważnych, którzy postanowili "zaszaleć" i poszli w góry na ten wspaniały kopny śnieg.
Łukasz Stępień, Marek Moi i ja poszliśmy w góry. Oj, co to była za wyprawa. Śnieg najpierw po kolana, potem po pas i głębiej. Las był całkowicie zasypany, na każdej gałązce była 20cm warstwa śniegu, wszystko schowane pod śniegiem i tylko nieliczne tropy zwierząt, kilka ptaszków i trzech "POSTRZELEŃCÓW". Widoki i cała magia takiego zasypanego śniegiem lasu zapierała dech w piersi. Dotarliśmy na szczyt i tu nas już całkiem zamurowało. Takich widoków i światła to się żaden z nas nie spodziewał. Niestety musieliśmy się dość szybko stamtąd ewakuować. Obiecujemy razem w trójkę osobną dokładną i popartą zdjęciami relację z tego "wyczynu" w formie strony. Wtedy zobaczycie jak może wyglądać zima. Gdy wróciliśmy do Robaczka opowieściom z wyprawy nie było końca. Zdjęcia pamiątkowe, film i rozmowy. To wszystko długo będziemy pamiętać. Po tych wojażach i 48 godzinnym dniu w sobotę wyjątkowo szybko wszyscy jak jeden mąż poszliśmy spać. W niedzielę wstałem jako pierwszy, by zdążyć na wschód słońca. Wschód był PRZEPIĘKNY, pomarańczowy i bardzo mroźny. Dzięki temu mrozowi śnieg skrzył się milionami kryształków lodu, coś niesamowitego. Jeszcze nim słonce wyszło zza gór dołączył do mnie Łukasz i dalej już razem się delektowaliśmy się tym pięknem. W czasie tego porannego fotografowania doświadczyłem po raz pierwszy "padnięcia" baterii. Chcę wykonać pomiar a tu mi diody gasną. Ale przezorny zawsze ubezpieczony, miałem dodatkowe baterie i je na tym mrozie wymieniałem, cztery malutkie bateryjki. Na tym poranku byliśmy krotko - zaledwie "kilka chwil". Jak wróciliśmy całe towarzystwo zaczynało się dopiero budzić, przespali najlepszy moment na zdjęcia. Około 10, wszyscy plenerowicze zebrali manele i pojechaliśmy nad Wodospad Szklarka. Lód, lód i jeszcze raz lód, to były teraz nasze tematy. Niesamowite formy lodu i śniegu. Koty, ptaki, myszy, to wszystko można było odnaleźć w tym wszystkim. Każdy musiał tez upolować spadający z drzew śnieg. Tutaj powstały też pamiątkowe grupowe zdjęcia. No i najsmutniejsze chwile także miały tu miejsce. Trzeba już było ZAKOŃCZYĆ plener. Niestety wszystko co piękne kiedyś się kończy. Musieliśmy się pożegnać ze sobą, śniegiem, słońcem i z całym majestatem gór. Jednak wszyscy jak jeden mąż stwierdziliśmy że TU jeszcze kiedyś wrócimy.
No i skończyło się. Skończył się NIESAMOWITY plener w Szklarskiej Porębie. Obfitował w przygody, dopisała pogoda, dopisali plenerowicze. To był plener, który nie szybko zniknie z naszych codziennych myśli. To ile przeżyliśmy i widzieliśmy zostało na zdjęciach, zostało w pamięci i w sercu. Naprawdę NIESAMOWITY, WSPANIAŁY i NIEZAPOMNIANY plener. WIELKIE podziękowania dla organizatora, uczestników i matki natury za tak wspaniałe przeżycie, wspomnienia i miejmy nadzieje zdjęcia.
Jest poniedziałek 7.13 gdy kończę ten list. Siedzę w domu przy komputerze ale NADAL JESTEM TAM i nieprędko wrócę.
Z poważaniem
Aleksander Stacherski
|