Plażowanie w Toskanii

Gdy przebywa się przez dwa tygodnie w czasie gorącego, sierpniowego lata na południu, to trudno jest sobie wyobrazić aby nie zażyć morskiej kąpieli, nawet gdy z góry nastawiało się na zwiedzanie toskańskiej krainy. Wbrew pozorom, czego doświadczyli wszyscy, którzy tam byli, Toskania to bardzo duży obszar i często nie jest łatwo przenieść się w rozsądnie krótkim czasie z miejsca na miejsce, a szczególnie gdy tego samego dnia trzeba wrócić. Znalazłem tu na forum informacje o polecanych plażach - chyba wszystkie atrakcyjne były w południowej części Toskanii. Był tylko jeden problem. Jazda palcem po mapie, wrzucanie do GPSa namiarów w różnych wariantach kończyło się zawsze tym samym - z okolic Arezzo jest bardzo daleko do tych miejsc, jak na jednodniową wyprawę. W linii prostej to może nie tak bardzo daleko, ale niestety po włoszech bardzo fajnie podróżuje się po południkach - równoleżniki do tego zdecydowanie się nie nadają. W związku z tym wyszło, że najszybciej będzie pojechać autostradą w okolice Livorno, a następnie na południe i tam coś znaleźć. Dotarcie nad wybrzeże zajęło nam 3 godziny. W pierwszej części droga wiedzie dosyć wysoko nad morzem, z bardzo stromymi zejściami. W każdym możliwym do zaparkowania miejscu stoją samochody - możliwym nie oznacza, że dozwolonym. Ja wolałem nie ryzykować mandatu. Zatrzymaliśmy się na chwilę w jakiejś zatoczce, by zobaczyć jak to wygląda zza barierki:



Pomimo pięknych widoków na morze nie udało się niestety dojrzeć co jest na dole. Szkoda było nam czasu na schodzenie, nie wiedząc na co trafimy. Z pewnością piasku tam nie było, a raczej skały, i przy troszkę silniejszym wietrze i dużym zafalowaniu nie każdy się odważy na próbę wejścia do wody. Dodatkowo po południu pojawiają się silne wiatry od morza i takie miejsca nie nadają się na bezpieczne kąpiele. Pojechaliśmy dalej na południe, mijając po drodze doklejone do skał "miasteczka" z zatłoczonymi skrawkami "plaż". Teren zaczął się powoli obniżać i kąpieliskowe miastecza robiły się coraz bardziej rozległe. Niestety sierpień=tłok i próba znalezienia miejsca do zaparkowania w rozsądnej odległości od plaży kończyła się fiaskiem. W końcu dotarliśmy do Rosignano Solvay. Staramy się jechać maksymalnie blisko wybrzeża. Mieliśmy już powoli dosyć tej wyprawy i w końcu skręciliśmy w prawo, gdy kończyły się już zabudowania, dojeżdżając prawie nad samo morze. Samochodów sporo, jest płatny parking na glebie, upał i kurz (ceny rozsądne) ale udało się wcisnąć, nie wiem jakim cudem, na wydzieloną część bezpłatną i udać na rekonesans. Stanęliśmy tu:
maps.google
Na drodze dojazdowej oczywiście zakazy parkowania i nikt tam nie stał. Krótki spacerek, jakiś szeroki kanał z zacumowanymi łodziami rybackimi, mostek, z którego młodzi chłopcy zawzięcie skaczą do wody, i ...



... bajka.

Wracamy po zestaw plażowy. Ludzi owszem dużo ale nie ma problemu ze znalezieniem miejsca.



Kolory wody niesamowite. Okazuje się, że biały kolor wody to sprawka podłoża.







Plaża jest szeroka, rozległa i piaszczysta, ale podłoże zatoki to nie piasek, tylko jakieś białe drobiny, podobne do tych z wód termalnych, a fale tak skutecznie tym mieszają, że woda jest mętna i prawie biała. Zatoka jest płytka i trzeba wyjść w głąb dosyć daleko aby stracić grunt pod nogami. Dalej woda robi się chłodniejsza, przejrzysta i zmienia kolor na błękitny i granatowy. Na horyzoncie widać długi, wychodzący w może pirs. Spacer wzdłuż plaży w stronę pisu pozwala odkryć drugi kanał z wypływającą z niego brązową wodą.



Wyjaśnia się sprawa pirsu i kanału - w oddali widać zabudowania przemysłowe z chłodniami kominowymi. Czar zatoki trochę pryska, ale zagrożeń chyba nie ma, bo plaża jest jak najbardziej legalna i oficjalna - są ratownicy, zakazów kąpieli nie ma. Plażowaliśmy cały dzień. W międzyczasie idę zobaczyć jak wyglądają płatne plaże znajdujące się po drugiej stronie kanału. Dla mnie koszmar - ciasno poustawiane leżaki z parasolami, piasek szaro bury - ogólnie nieciekawie i nie dla nas. Po południu mamy dodatkową atrakcję. Wzmaga się wiatr i nad wodę przybywają miłośnicy kitesurfingu, czyli deski ze spadochronem.



Cała zatoka pokrywa się kolorowymi spadochronami - jest naprawdę na co popatrzeć.















Dużą panoramę zatoki możecie zobaczyć tutaj plaża

Z prawej strony za kanałem znajdują się płatne plaże, na horyzoncie widać pirs, z lewej strony, za tym budyneczkem ciągnie się długa, szeroka plaża z prawdziwym piaskiem dochodząca aż do zielonego cypelka. W połowie tej plaży znajduje się niewidoczny z tego miejsca kanał z brązową wodą.

W końcu wracamy do domku. Znowu się okazuje, że najszybciej będzie zrobić duże koło i pojechać autostradą (bite 3 godziny z hakiem).

Przygotowując opis dopiero teraz sprawdziłem dokąd tak naprawdę trafiliśmy. Są to znane, tzw. białe plaże czyli Karaiby w Toskanii. Nazwa Solvay pochodzi od fabryki sody zbudowanej w 1914 roku przez firme Solvay, a to białe w zatoce to około 90% wapna - wynik zrzutów produkcyjnych. Dopiero niedawno usunięto znaki zakazu kąpieli, co spowodowało znaczny napływ turystów. Wgłębianie się w opisy, co do morza było zrzucane (chyba cała tablica Mendelejewa) każe się jednak dobrze zastanowić czy wchodzić do tej wody. Jak na razie żyjemy, cera zdrowa - wypalona przez wapno jak się okazuje i dodatkowo wzmocniona termalną siarką. Tak czy siak warto to przynajmniej zobaczyć.

Zdjęcia: Tomek i zbyszek