Poprzednia kartka
I to jest koniec Wiosennej historyjki z uszami o tym, jak przyroda przyszła do naszego domu.
Jest początek 2009. roku i za oknem w końcu pojawiła się prawdziwa zima, zasypując ogród białym puchem. W nocy temperatura spadła poniżej -22oC i powstała piękna szadź. Zamiast iść do pracy trzeba było zabrać sprzęt i zrobić wypad w teren. Gdy się w końcu zdecydowałem i wcześniej skończyłem pracę (a świeciło od rana), to natychmiast pokazały się chmury i zaczęło sypać, jakby nie mogło to poczekać do jutra. Zamiast szadzi zrobiliśmy z Agatą kilka ekstremalnych zdjęć i teraz, w ciepłym domu, kończę wygładzanie kartek, poprawiam literówki, wstawiam i usuwam kropki i przecinki. I tak z pewnością znajdzie się sporo nie w tych miejscach co trzeba. Przy okazji zastanawiam się, co przeoczyłem, i ile czasu tak naprawdę to trwało. Gdybym wiedział czym to się skończy, to pewnie na bieżąco robiłbym notatki i nie czekał na jutro ze zdjęciami. Co zostało po sowach? Zostały wspomnienia niesamowitych przeżyć. Została na pewno Wiosenna historyjka z uszami. Została też rzeczywista i namacalna pamiątka leżąca obok klawiatury:



wypluwki zebrane pod Świerkiem przez Agatę.





Powoli się rozsypują, ukazując dramat małych stworzeń i radość sów ze zdobyczy. Przeglądam jeszcze szybko pozostałe zdjęcia i ...

... i zupełnie bym zapomniał. Jeszcze jedno się zawieruszyło, a przecież zawiera ono w sobie tyle treści. To przez to zdjęcie zdjęć jest tak mało.

Zapraszam do kina na filmy